sobota, 26 lipca 2014

W oparach... asfaltu

Znak stoi na rogu ulic Okrężnej oraz 4 pułku lotniczego. Reżyserom drogowym chodziło zapewne o to, że w tym miejscu kończy się ścieżka rowerowa, ale na dwóch kółkach można jednak zasuwać dalej. Mimo wszystko wygląda to dość kuriozalnie.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Przysypany gruzem oświaty kaganek

Jakoś tak trudno mi się wyrwać z Mokrego. Poprzednio zatrzymałem się przy narożniku dwóch Janów, czyli u zbiegu ul. Kościuszki i Olbrachta, tym razem natomiast rzucam kotwicę przy Bermudach. Gdzie Mokre, a gdzie Bermudy? W Toruniu. W latach 80. szkoła przy Łąkowej, wtedy jeszcze Hanki Sawickiej, została oddana do remontu, ten zaś, jak to na ogół w tamtych latach bywało, trwał bardzo długo. Przez pierwsze trzy lata uczyłem się w budynkach, w których do 1906 roku mieścił się urząd gminy samodzielnego Mokrego, w czwartej klasie natomiast trafiłem na róg Kościuszki i Grudziądzkiej. Te dwa miejsca tworzyły razem z właściwym budynkiem szkoły trójkąt edukacyjny, a ktoś bystry nazwał go trójkątem bermudzkim. Określenie Bermudy było używane tylko w stosunku do obiektu bliższego Grudziądzkiej, przylgnęło jednak do niego bardzo mocno. Nikt wtedy nie nazywał tego budynku inaczej. Tymczasem określeń można było znaleźć więcej: Gimnazjum świętej Teresy, „Gastronomik”… Aby je jednak wykopać, trzeba było sięgnąć daleko w przeszłość. Zrobiłem to dopiero dziś, gdy budynki dawnej szkoły zaczęły znikać.
Te dwa zdjęcia są fotografiami archiwalnymi, bodajże sprzed dwóch lat, kiedy była szkoła przestała już być schroniskiem dla bezdomnych, ale jeszcze można było mieć nadzieję na uratowanie jej budynków. Miejski konserwator zabytków zabiegał m.in. o zachowanie klatki schodowej.
To już historia, teraz ten obiekt wygląda tak.
Za jakiś czas wyrośnie tu nowoczesna budowla, która zresztą zajmie dwie działki – szkolną i od wielu lat pusty narożnik Kościuszki oraz Grudziądzkiej.
Nad tym narożnikiem pojawiły się zresztą pierwsze chmury, czy też raczej drwale, którzy wycięli stojącego tam dorodnego kasztanowca. Drzewo udało mi się kiedyś uwiecznić.
Było ono jedyną pamiątką po XIX-wiecznym drewnianym domu, który stał w tym miejscu. Ciekawym, oplecionym masą interesujących historii. O niektórych już tu wspominałem. Tak ten dom wyglądał.
Wracając do szkoły. Tuż po wojnie swoją pierwszą siedzibę miał tu toruński Zespół Szkół Gastronomicznych. O tym jednak zapewne ludzie w mieście jeszcze pamiętają, bardziej interesujące wydają się zatem wcześniejsze dzieje rozbieranego właśnie budynku. Pod koniec lat 20. ulokowało się tu Gimnazjum Żeńskie św. Teresy, a o jego narodzinach „Słowo Pomorskie” informowało jesienią 1929 roku w sposób następujący:
W niedzielę 17 bm. odbyło się przu ul. Kościuszki 4 poświęcenie nowozałożonego gimnazjum żeńskiego p.n. „5-klasowa szkoła średnia św. Teresy”. Założycielką i właścicielką nowego zakładu jest dr Szczepkowska. Poświęcenia dokonał ks. Motylewski w obecności kuratora okręgu szk. pom. p. Szwemina, nacz. Świderskiego, starosty tor. dr Bogocza, wizyt. p. Dutkowskiego. przedstawicieli magistratu toruńskiego oraz licznego grona rodziców uczennic. Przemawiali: ks. Motylewski, mówiąc o łączności szkoły z religią, p. kur. Szwemin, życząc szkole pomyślnego rozwoju. Składał też życzenia starosta dr Bogocz. Dr Szczepkowska dziękowała za życzenia. Ogólnie wyrażano ufność, że szkołę czeka chlubna przyszłość.
Niżej znów kolorowe zdjęcie archiwalne.
 Tamta przyszłość pod każdym względem staje się właśnie przeszłością.
Przeszłością jednak gimnazjum również zdążyło się pochwalić, na łamach „Słowa” z czerwca 1932 roku.
W szkole im. Św. Teresy dr Zofji Szczepkowskiej Zapisy w pełnym toku. Zgłaszają się na przyszły rok szkolny dzieci do wszystkich klas, począwszy od I do V włącznie. Nic dziwnego, że rodzice pragną powierzyć swoje dziecko szkole, która ma za sobą chlubną przeszłość.
Wyniki dotychczasowej działalności wychowawczo-oświatowej są nader pomyślne. Złożyło się na to kilka przyczyn: wysokie wykształcenie fachowe, pedagogiczne i psychologiczne dyrektorki szkoły, która prócz dyplomów nauczycielskich uzyskała doktorat filozofji, dłuższa praktyka w szkołach średnich oraz elementarnych, umiejętny wybór sumiennych, wykwalifikowanych sił nauczycielskich. Posiada szkoła wszystkie potrzebne przyrządy i pomoce naukowe do przyrody, geografji, gimnastyki itd. Warunki zewnętrzne odpowiadają całkowicie wymaganiom placówki oświatowej. Budynek ma szkoła własny, widny i obszerny, czyste umywalnie, boisko przeznaczone na czas rekreacyj i ćwiczeń fizycznych – w razie niepogody mają dzieci do dyspozycji salkę gimnastyczną oraz hall jasny i ciepły na przerwy. Po zburzeniu zabudowań od ulicy boisko zostanie poszerzone, dojście będzie dogodniejsze. Specjalny tramwaj, który z Bydgoskiego przedmieścia dowoził będzie dzieci do budynku szkolnego i z powrotem zbliży szkołę ku miastu.
Specjalny tramwaj szkolny, salka gimnastyczna? Za moich czasów miejsce to było już dość ponure. Jakie budowle od ulicy miały być wyburzone? Pewnie chodziło o coś przy Kościuszki, bo teren do Grudziądzkiej był solidnie zabudowany. Poza wspomnianym domem, który przetrwał do drugiej połowy XX wieku były należące do szkoły zabudowania gospodarcze. 25 lat temu mieszkał tam woźny z żoną i kurami. Dwa lata temu, co widać na zdjęciu, budynki jeszcze stały i dopiero dziś są ścierane z powierzchni ziemi. Aby rozwiać wątpliwości, będzie trzeba wybrać się do archiwum:-).
W oczekiwaniu na ciąg dalszy polecam reklamę z 1930 roku. Jak widać, pierwotnie żeńskie gimnazjum, było już wtedy placówką koedukacyjną.
Wszystkie materiały bardzo archiwalne zawdzięczam panu Orłowskiemu, gospodarzowi strony oToruniu.net, którą Szanowana Publiczność z pewnością doskonale zna.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Narożnik dwóch Janów

Świętego Jana raniusieńko…
Hmm. Ani świętego Jana, bo sobótka była już kilka tygodni temu, ani raniusieńko – na spacer wzdłuż ulicy Kościuszki wybraliśmy się raczej dość późnym popołudniem.
Tak mi się ta świętojańska piosenka przykleiła, bo też święty Jan gra w tej historii pierwsze skrzypce. I chociaż jakieś dwa lata temu, kiedy zająłem się zaginionymi kapliczkami z Mokrego wydawało się, że zagra na nich stosunkowo krótką i prostą piosenkę, ostatecznie wyszła z tego opera. Wcale nie za trzy gorsze.
Na tym pięknym zdjęciu (dziękuję Panie Zdzisławie!) widać róg ulic Kościuszki i Olbrachta, przed przebudową z lat 70., która zupełnie zmieniła obraz jednej z głównych arterii Mokrego. Za tramwajem widać kamienicę, a obok niej kapliczkę. Miejsce to można by było nazwać narożnikiem dwóch Janów, kapliczkę bowiem zajmował Jan Nepomucen, w kamienicy natomiast znajdował się sklep „Jana” (nazwa zwyczajowa, pochodzi od imienia właściciela), który mieszkańcy dzielnicy wspominają do dziś. Miał, jeśli mnie pamięć nie myli, jeszcze przedwojenne korzenie i – tu już jestem pewien, bo powtarzał to każdy, z kim rozmawiałem – doskonałe notowania. W PRL-u błyszczał na handlowej mapie Torunia dzięki doskonałemu jak na owe czasy zaopatrzeniu, oraz bardzo miłej obsłudze.
Kamienica, wraz z całym swoim otoczeniem i jego bogactwem zniknęła zanim się urodziłem, początkowo zatem o budynku i sklepie nic nie wiedziałem. Na róg Kościuszki i Olbrachta sprowadziła mnie kapliczka, która pojawiła się przy okazji poszukiwania śladów Bożej Męki, która stała na terenie obecnego placu Zwycięstwa. Kiedyś już o niej pisałem i w przyszłości będę musiał kilka słów na jej temat dorzucić. Kapliczka u wylotu Olbrachta była murowana i zniknęła podczas przebudowy ul. Kościuszki.
Po takich miastach jak Toruń trzeba chodzić czujnie, z uwagą wpatrując się w każdy kamień. Niczego nie można bagatelizować, nie można też się dać porwać złudzeniom, ponieważ rzecz bardzo na pierwszy rzut oka niepozorna, potrafi zaskoczyć!
Kapliczka wydawała się być zwykłym świętym pomniczkiem, jakich na Mokrem kiedyś było więcej. Okazało się jednak, że umieszczono w niej figurę prawdziwego Jana Wędrownika, znacznie starszą, niż mi się pierwotnie wydawało. Prowadzone przy pomocy czytelników „Nowości” poszukiwania rzeźby stały się jeszcze bardziej intrygujące po odkryciu, którego w przedwojennym „Słowie Pomorskim” dokonał Adam Kowalkowski. Iskrą rzuconą na beczkę prochu okazał się fragment tekstu opublikowanego w gazecie w październiku 1926 roku:
 Przy budowie Głównego Dworca została usunięta figura św. Jana Nepomucena dla której ówczesny właściciel na Mokrem Walenty Karpiński kazał wystawić w r. 1857 piękny cokół; figura ta w odnowionej szacie jest dotychczas ozdobą ul. Kościuszki.
Trafił nam się zatem naprawdę ładny kawałek historii.
Na zdjęciu poniżej, poza kapliczką, widać też ulicę Kościuszki. Przez 40 lat bardzo się zmieniła. Patrząc na archiwalne fotografie człowiek zaczyna rozumieć, dlaczego kiedyś ulica ta nazywała się Lipowa.
Później niestety przyjechał walec rozbudowy i wszystko rozwalił. Tak prezentował się janowy narożnik pod koniec lat 70., już po usunięciu kapliczki i zburzeniu kamienicy – na fotografii widać jeszcze rozbiórkowe pozostałości.
Tak to miejsce wygląda obecnie. Prawda, że widać postęp cywilizacyjny?
Dla ścisłości, ja przeciw postępowi i modernizacji nic nie mam, zdecydowanie sprzeciwiam się jednak bezmyślnemu demolowaniu naszych własnych korzeni.
Wracając do św. Jana z kapliczki. W związku z przebudową ulicy została ona przeniesiona. Po 40 latach od tego wydarzenia nie udało mi się jednak dotrzeć do żadnych świadków, ani dokumentów wyjaśniających, dokąd mogła ona trafić. Wszystkie tropy prowadzą jednak do pobliskiego kościoła Chrystusa Króla. Parafia obejmowała i nadal obejmuje tereny, po których w latach 70. hulały buldożery. Poza tym wśród przykościelnej zieleni stoi nowa kapliczka z figurą Jana Nepomucena.
Tak na oko się zgadza. Nie znam się jednak na rzeźbach, nie jestem więc w stanie określić, czy figura spod kościoła może być tak wiekowa. Trudno mi też uwierzyć, aby o takim znajdującym się na Mokrem antyku nikt nic nie wiedział.