sobota, 30 października 2010

Moje miasto skarbów!

O, kocham Toruń, bo to moje miasto skarbów!
Dzięki mojej ulubionej stronie oToruniu.net dowiedziałem się kiedyś, że na przełomie lat 20. i 30. działała w Toruniu wytwórnia filmowa Marwin-film. Działała bardzo krótko, nakręciła tylko jedną rzecz – „Panienkę z chmur” i splajtowała przy następnej produkcji. Korzystając z tego, co o firmie Bernarda Marwińskiego napisało przedwojenne „Słowo Pomorskie”, pod szyldem „Albumu rodzinnego” skleciłem tekst na ten temat, rzecz była bardzo ciekawa, choćby dlatego, że prasa z epoki wspominała o tym, że za kamerą w Marwinie stał niejaki Stanisław Witkiewicz. Trudno było uwierzyć, aby to był sam Witkacy, z drugiej strony jednak Witkacy był w Toruniu częstym gościem. Napisałem więc to sobie jako ciekawostkę, sam płonąc ciekawością, której nie spodziewałem się zaspokoić, bo kto przecież dziś może coś pamiętać o małym filmowym toruńskim epizodzie sprzed ponad 80 lat?
O, kocham Czytelników „Nowości”, bo oni potrafią człowieka zaskoczyć!
No właśnie. Kiedy ten tekst się ukazał, zadzwoniła do mnie pani Jadwiga Tokarska, której ojciec – Bogusław Magiera – zagrał w tym filmie jedną z głównych ról. Ona sama wiedziała na ten temat niewiele, nie było jej wtedy na świecie, jednak miała zdjęcia z planu i filmową legitymację ojca. Zrozumiałem, jak się musiał czuć Schliemann, kiedy odkrywał Troję! Siedziałem więc tak sobie, popijając kawę słuchałem fantastycznych opowieści i przeglądałem równie niesamowite fotografie. Kiedy już mi się wydawało, że usłyszałem wszystko, Pani Jadwiga zastrzeliła mnie informacją, że jej ojciec w 1938 roku kupił sobie na raty (ostatnią zapłacił w sierpniu 1939 roku) kamerę i projektor. Dzięki tej pierwszej nakręcił między innymi kilkanaście scen z przedwojennego Torunia, oraz wizytę w mieście marszałka Rydza- Śmigłego (widziałem zdjęcia z tej uroczystości, na nasze lotnisko przyleciały wtedy chyba wszystkie polskie myśliwce i większość bombowców). Przy pomocy tego drugiego natomiast, film z wizyty marszałka komuś w swoim domu wyświetlił. Nie chciało mu się jednak rozstawać ekranu, więc wyświetlił go na okiennych zasłonach. Działo się to latem, okna były otwarte, w trakcie projekcji do widzów dotarł więc rosnący gwar z ulicy. Okazało się, że film wyświetlił się również na ścianie sąsiedniego domu, ściągając tłum gapiów. Dzięki temu zwrócił również uwagę mieszkającego w tym budynku urzędnika kuratorium, a ten taśmę od Magiery wyciągnął. Szpula, niestety, zaginęła w czasie wojny, razem z całym kuratoryjnym archiwum. Mimo smutnego końca, historia była piękna, prawda? Przypomniała mi scenę z „Cinema Paradiso”. To jednak nie był koniec, bo później usłyszałem:
- Ja nadal zresztą mam ten projektor i kamerę
Z wrażenia prawie wpadłem pod stół;)
- I pozostałe filmy zresztą również
Przed oczami zaczęły mi majaczyć różne obrazki, których centrum zajmowała piękna jabłoń jeszcze bez węża.
Kłopot był jednak w tym, że taśm nie można było odtworzyć, bo celuloid był zbyt kruchy. Trzeba je było zeskanować, a to podobno było bardzo drogie.
O, kocham Toruń, bo to miasto fantastycznych ludzi!
Pani Tokarska pożyczyła mi taśmy i poszedłem z nimi do Biblioteki Uniwersyteckiej UMK, by ktoś odpowiedzialny za digitalizację zbiorów powiedział mi przynajmniej, o jakie pieniądze mam się starać. Szpulki tam jednak zostały, bo ci złoci ludzie powiedzieli, że mi te skarby uratują. Dostałem więc płytę, obejrzałem ją i oszalałem.
W 2009 roku gwiazdą Tofifest była pochodząca z Torunia Helena Grossówna, ze swoim czarno-białym skarbem udałem się więc do Kafki i Jarka Jaworskich. Następne wyrazy uwielbienia kieruję więc do nich, bo nie tylko zgodzili się film Magiery wyświetlić w kinie toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej, ale również spełnili moje marzenie i na zaplanowaną na 13 listopada filmową wyprawę do przedwojennego Torunia, ściągną również „Ludzi Wisły” – fabułę Aleksandra Forda, również nakręconą w Toruniu. Ja, prawnuk flisaka, który tak bardzo lubię Wisłę, nigdy jeszcze tego filmu nie miałem okazji zobaczyć.
Wrzuciłem tu kilka klatek z filmu Bogusława Magiery. Nie mam dobrego sprzętu do ich przechwytywania, więc nie są najlepsze. Ten bezcenny, bo jak dotąd jedyny odnaleziony dokument nakręcony w przedwojennym Toruniu, jest jednak w znacznie lepszym stanie.
A skoro ta fantastyczna historia zaczęła się od Marwin-filmu i „Panienki z chmur”, zaczynam swoją opowieść z planu filmowego. Jest rok 1929, obok kamery stoi Stanisław Witkiewicz, który nie jest Witkacym. Po prawej widać Zygmunta Wielgoszewskiego (w płaszczu), kolejnego aktora jedynego całkowicie toruńskiego filmu, którego udało się zidentyfikować. Bogusław Magiera – aktor, a później również operator, siedzi w prawym dolnym rogu.
Aha, i kocham jeszcze swoją pracę i gazetę, bo pozwala mi czasem odnajdować prawdziwe skarby.

Regaty pod mostem kolejowym, po którym akurat jedzie pociąg. Kiedy przejedzie będzie widać, że przy barierkach stoją gapie. Dzisiejszy ruch pieszy na przeprawie nie jest więc niczym nowym.
Nie ma bulwaru, nie ma „Zamkowej”... „Nowości” też jeszcze nie ma;)
Żywa woda w Wiśle – taka, w której żyją statki, tratwy flisackie. Różnych ciekawych obrazków znad rzeki w tym filmie jest zresztą bardzo dużo...
Toruński Port Zimowy. Na wale rosły podobno wtedy wielkie rumianki


Za sterem zbudowanej przez Magierę żaglówki „Ryś” siedzi jego kolega Józef Wiśniewski. Jacht też zresztą ma bardzo ciekawą historię – na początku okupacji został zagarnięty przez hitlerowców i wrócił do Torunia w 1945 roku. Nikt się po niego nie zgłosił, więc łódka trafiła w ręce AZS. No i tak przez lata „Ryś”, nazywany już wtedy „Poświstem” oraz rodzina konstruktora, żyli w Toruniu nic o sobie nie wiedząc, aż wreszcie, jakoś w latach 60. znajomy rodziny, przeglądając przedwojenne zdjęcia, rozpoznał na nich łódź z AZS. Aby mieć pewność spytał, czy ma ona jakieś bardzo szczególne znaki, a mama Pani Jadwigi powiedziała, że kadłub był od spodu podbijany fenigami. Wodniacy wyciągnęli więc łódź na brzeg i znaleźli fenigi.
To jest pan Wolgemut (?) Właściciel willi na Bydgoskim Przedmieściu, najprawdopodobniej tej, gdzie dziś znajduje się Urząd Stanu Cywilnego. Obserwuje właśnie regaty na Wiśle.
Bogusław Magiera z córką Jadwigą na toruńskim moście drogowym (w tle widać zniszczoną w czasie wojny gazownię). Dwoje ludzi, dzięki którym to celuloidowe cudo będzie można zobaczyć. Jeśli to jest lato 1939 roku... 17 października Magiera zostanie aresztowany przez Niemców. Trafi najpierw do Fortu VII, a później do obozów koncentracyjnych. Rodzina będzie próbowała go stamtąd wyciągnąć przy pomocy skorumpowanego niemieckiego urzędnika, który podejmował się takich rzeczy za odpowiednio wysoką opłatą. Dopiero po wielu latach dowiedzą się, że było to niemożliwe, bo hitlerowcy uznali więźnia za niezwykle ważnego. Urzędnik sprawy nie załatwił, więc pieniędzy nie wziął, a Bogusław Magiera wiosną 1942 roku umarł w Dachau. W każdym liście do rodziny pytał, czy kamera i projektor są odpowiednio przechowywane. Dzięki temu poniekąd, zarówno sprzęt jak i filmy, przetrwały do dziś. Krucha taśma przechowała obraz sielanki tuż przed apokalipsą...
Nie znam się na samolotach, ale to duża, dwusilnikowa maszyna. Prawdopodobnie więc jest to samolot pasażerski z Gdyni do Warszawy. Niemcy nie pozwalali im latać przez Prusy, samoloty trzymały się więc Wisły, a ten został sfilmowany właśnie nad rzeką... Samolotów na tym filmie jest jednak znacznie więcej...
A to szkoła na Podgórzu i kolejna osoba, która na tej czarno-białej kliszy nie jest anonimowa. No, przynajmniej częściowo, bo wiem, że na pierwszym planie jest nauczycielka – pani Dobrowolska. Po projekcji, gdy w kinie pojawią się starzy torunianie, na pewno będę wiedział więcej...
Plac Teatralny. Niby podobny, ale jakże inny! Budynek Pomorskiej Dyrekcji Kolei – obecny Urząd Marszałkowski w Toruniu został w interesujący sposób przystrojony przez Ligę Morską i Kolonialną.

Bogusław Magiera, właściciel kamery i autor większości zdjęć. Jedzie właśnie tramwajem nr 1. W tle widać spis przystanków i drzemiącego konduktora...(?)

„Jedynka” spotyka na placu Bankowym (później Rapackiego) „czwórkę” zjeżdżającą z mostu.
Park na Bydgoskim z nieistniejącym już pomnikiem Wojsk Balonowych.


Jakieś zawody na stadionie. Prawdopodobnie jest to późniejszy stary stadion żużlowy, który wtedy służył wojskowym. Za tą panią szykującą się do pchnięcia kulą widać rozebraną po wojnie halę balonową.

Nie wiem, gdzie to jest. Może Rybaki?
Myśliwce P-11 z toruńskiego 4 Pułku Lotniczego. Może za sterami któregoś z tych samolotów siedzi Stanisław Skalski? Przed obiektywem kamery przedefilowały trzy takie klucze, pewnie więc cały pułk, albo przynajmniej jeden dywizjon ćwiczył właśnie loty bojowe. Jeśli to jest lato 1939 roku, to za kilka tygodni samoloty znów będą latały nad Wisłą, ale to już nie będą ćwiczenia.

piątek, 29 października 2010

Nocne Polaków wędrówki

Nocy teraz specjalnie szukać nie trzeba, zaczyna się w zasadzie wieczorem. W sumie może nawet to dobrze, bo noc na ogół jest fajna. Latem fajnie się wtedy chodzi, bo ładnie pachnie, nie jest gorąco, słychać sowy, a czasami je nawet widać (kiedyś pod Białym Dunajcem wpadłem na jedną płomykówkę. Oj, czemu nie miałem wtedy aparatu?!). Jesienią też jest fajnie, bo mimo ciemności, jest kolorowo, czego przykładem może być chociażby proboszczówka kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej na Mokrem. Hm, kiedy włączą się reflektory, ksiądz chyba przenosi się do ciemnej strony domu...
Ponieważ ten kościół w latach 80. był jednym z głównych w Toruniu gniazd opozycji za wczesnego młodu często byłem tam prowadzany. Nigdy go jednak nie lubiłem, z zewnątrz podobał mi się tylko jego hełm (chociaż znacznie bardziej podoba mi się Chełm Lubelski). Fajny jest też widok od zakrętu Podgórnej, bo wtedy człowiek ma wrażenie, że jest gdzieś w Prusiech sprzed wielu lat.
Według niektórych życie zaczyna się po setce. Zważywszy jednak na jesienny trend, pięćdziesiątka być może wystarczy.
Nogi, nogi, nogi roztańczone!
Zawsze fascynowały mnie nocne wystawy sklepów odzieżowych z ich bardziej lub mniej niekompletnymi manekinami, które po tym, gdy ze sklepu wyniosą się już sprzedawcy i ostatni klienci, wydają się rozpoczynać na wystawach inne życie. Swoje wrażenia (ten sklep przy Podgórnej nie jest wcale najlepszym obrazkiem do tego tematu, na starówce manekiny trafiają się znacznie ciekawsze) pochowałem jednak w kieszeniach. Manekinowym szlakiem przeszedł już kiedyś Bruno Schulz, cóż mógłbym do niego dodać?

Dom, który straszy.
Ta ruina, która reklamującej się na jej zniszczonych ścianach zajmującej się nieruchomościami firmie haus chluby z pewnością nie dodaje, znajduje się na drugim brzegu ulicy Legionów. Teoretycznie jest więc już Chełmińskim Przedmieściem, jednak dawniej musiało tu być Mokre, bo ulica graniczna jest kawałek dalej. Obrazek jest w sumie dla toruńskich budowli z „pruskiego muru” dość typowy. Niestety.

poniedziałek, 25 października 2010

Złocistym blaskiem otoczona

Oto święty Jakub, moim zdaniem najpiękniejszy gotycki kościół Torunia. Najpiękniejszy, ale też najbardziej niedoceniony, bo wycieczki odwiedzające starówkę, w zasadzie na Nowe Miasto nie zaglądają, a jeśli już jakaś się tu zapuści, zatrzymuje się na chwilę pod wejściem i po kilku słowach przewodnika idzie dalej. Sam zresztą, kręcąc się między żółtymi drzewami i czerwonymi murami jedną taką spotkałem. Przewodniczka powiedziała tylko, że kościół pochodzi z 1309 roku, jest kościołem parafialnym Nowego Miasta i na ogół pozostaje zamknięty. Nie zadała sobie nawet trudu, by zerknąć w stronę otwartych drzwi, jej podopieczni nie mieli więc nawet szansy zerknąć na jeden z największych skarbców Torunia. Tu bowiem, poza fantastycznymi freskami, znajdują się dwa najsłynniejsze toruńskie gotyckie krucyfiksy (prezentują się poniżej), pochodzące zresztą z rozebranego kościoła dominikanów. Tu też każdy zwiedzający może rozwinąć skrzydła swojej wyobraźni malując w niej rzeczy, które w tym kościele kiedyś były, ale już ich nie ma – średniowieczne organy, jedne z pierwszych na Pomorzu zbudowane przez franciszkanina, późniejszego twórcę organów bazyliki św. Piotra w Rzymie. Tutaj też, do 1703 roku wisiał Thornan, obecnie największy dzwon Szwecji, który do katedry w Uppsali trafił po tym, gdy został z Torunia zrabowany przez wojska Karola XII. Dzwon podobno jest nawet teraz ozdobiony tabliczką, że to właśnie ten monarcha podpierdolił go w Toruniu i podarował Uppsali. Jeśli ktoś kiedyś będzie w Szwecji, niech spróbuje posłuchać, jak dzwoni Thornan, a później niech spojrzy na wieżę św. Jakuba i wyobrazi sobie, że przez pierwszą połowę swojego życia dzwon odzywał się właśnie stąd.

W żółtych płomieniach liści

Oj, jesień nie pozwala odłożyć aparatu. Ostatnio zaniosło mnie pod świętego Jakuba, który o tej porze roku prezentuje się szczególnie malowniczo. Mi się tego równie malowniczo nie udało sfotografować, jednak gdyby kogoś gdzieś na starówce dopadła odrobina wolnego czasu, a pogoda by było równie fajna, spacer w tamtą stronę gorąco polecam. Zresztą, jeśli pogoda będzie do dupy, polecam go również. Ten kawałek gotyckiego miasta nadal zachował urok miejsca, w którym mieszkają ludzie, a nie wyłącznie chodzą turyści. Przy ulicy świętego Jakuba, poza przedwojenną fabryką krawatów, której reklama nadal zachowała się przy wejściu do kamienicy (jej zdjęcie już tu kiedyś wrzuciłem) jest mój ulubiony sklep z kawą. Przy Rynku Nowomiejskim natomiast znajduje się najlepsza w Toruniu tania książka. Ta z Mostowej.



W świętym Jakubie czas leniwie tyka sobie od średniowiecza, tymczasem na sąsiedniej XIX-wiecznej świętej Katarzynie minęła już 13.

niedziela, 24 października 2010

Bryła

Średniowiecze było epoką analfabetów? Ten kościół jest cały opasany literami.
a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiFNk2GEii8yB90ngUXFJj1OMQ7oQzDhkcVtCCw2PJF5f2j_EPemhYctaGqRhLDdXhSOGy-u1BZZV4aNbcouLRoZR671Ew885jYe6JaoIIbcA6x5fWTMoWXBO_d01ZPZoFUDomlGdOiI6c/s1600/Jakub+090.jpg">/a>
Niebieska folia pojawiła się na dachu, ponieważ ten jest właśnie remontowany. Kościół kryje skarby od fundamentów po sam szczyt, przy okazji tych prac udało się więc ustalić, że więźba dachowa nadal składa się ze średniowiecznych sosen, które do krzyżackiego wtedy Torunia trafiły z południa, a więc z Polski. Poza tym na poddaszu kościoła konserwatorzy znaleźli jeszcze średniowieczny kołowrót używany przy budowie, oraz wpisy swoich poprzedników, którzy pracowali tam na początku XX wieku.
Widzę świętego Jakuba z tej strony, czyli prawdopodobnie idę właśnie do pracy...

Środki nasenne

Jakubowi przyśniła się drabina, z której zresztą w „Krzyżakach” Sienkiewicza, pochodzący z Torunia Sanderus, próbował sprzedać szczebel. Święty Jakub, jak widać, jest pod tym względem zabezpieczony – drabin i szczebli zgromadził pod swoim sklepieniem ogromny zapas. Może więc śnić długo i kolorowo.

Rzeźby

Ufundowany przez flisaków Czarny Chrystus, który pierwotnie wisiał w kościele św. Mikołaja. Świątynia dominikanów od średniowiecza do lat 30. XIX wieku, gdy została rozebrana przez Prusaków, była największą świątynią Nowego Miasta.
Słynne Drzewo Życia.
I stwierdzam, czy mam jeszcze głos. La la la la! La la la la la la la! La la!

Twarze

Chrystus od dominikanów.
Jakub – święty od wędrowców.
Chrystus z Drzewa Życia.

Malowidła

Święty Jakub – ze wszystkich toruńskich gotyckich kościołów najbardziej niedoceniany i najpiękniej pomalowany.
Zupełnie jak w cerkwi.
Jaka zabawna wizja piekła. Tylko dlaczego w orszaku potępionych są same panie?
Ten ponabijany to zapewne święty Sebastian.
Nie miałbym nic przeciw temu, by coś takiego mieć na ścianie u siebie w domu.
W czasie mszy dzieci się nudzą...